W wieży nad Ośrodkiem
szkoleniowym, w którym chwilowo będziemy mieszkać jest dwanaście pięter. Numer dystryktu
odpowiada numerowi piętra. Nam przypada jedenaste. Nietrudno zapamiętać. Wsiadamy
do windy, a Latasha naciska guzik. Dosłownie przyklejam się do szyby i patrzę jak
wszystko maleje z sekundy na sekundę. Winda otwiera się i wszyscy wysiadamy.
Choć ja nie zezłościłabym się na jeszcze jedną małą przejażdżkę. Odwracam
tęskny wzrok od windy. Patrzę na największe luksusy świata. Rozglądam się z
zachwytem. Nigdy czegoś podobnego nie widziałam. Mimo, że mi się tu podoba nie
znaczy, że chcę tu zostać. Z każdą sekundą coraz bardziej tęsknię za domem,
choć nie daję tego po sobie poznać. Nie mogę być słaba. Latasha odprowadza mnie
do pokoju. Jest ogromny. Troszkę przypomina mi ten z pociągu, choć jest tu więcej
elektroniki. Nie wiem gdzie się podziać, więc siadam na ziemi. Zamykam oczy i
oddycham głęboko. Przed oczami zaczynają pojawiać mi się wspomnienia związane z
rodziną, więc natychmiast je otwieram. Słyszę stukanie obcasów. O nie… Tylko
nie to. Moich uszu dobiega odgłos pukania. Otwieram drzwi i pierwsze, co widzę
to uśmiech i blond włosy.
- Rue, chciałam Ci powiedzieć, że niedługo kolacja. Umyj się, przebierz i zapraszamy. – mówi opiekunka
-Jasne. – odpowiadam, uśmiecham się i zamykam drzwi.
Nie wiem czemu ta kobieta tak bardzo mnie irytuje. Po prostu może fakt, że siedzi w tej branży od dawna i dalej patrzy na bratobójcze morderstwa na arenie. Potrząsam głową. Zmierzam w kierunku szafy. Pojawia się problem… Jak ją otworzyć?! Dostrzegam ekran. Dotykam go, a na nim pojawiają się ubrania. Wychodzi na to, że to panel sterowania. Nie mam wyboru, więc klikam na ekranie pierwszą lepszą sukienkę. W końcu to ma być kolacja. Szafa otwiera się, a z niej wysuwa się wybrana wcześniej część odzieży.
- Przydatne urządzenie – mówię sama do siebie.
Idę prosto do łazienki, gdzie znów muszę zmierzyć się z technologią. Ale nie stanowi to dla mnie już większego problemu. Zdejmuję strój z parady. Nastawiam program prysznica, wybieram zapach płynu do mycia, szampon, ciśnienie, temperaturę oraz ręcznik. Wszystko przebiega sprawnie i przyjemnie. Osuszona zakładam sukienkę, rozczesuję włosy i wychodzę z ogromnego pokoju. Wchodzę natomiast do obszernego holu, przy którym znajduje się winda. Jednak nie będzie mi potrzebna, bo kawałek dalej, w szerszej części ,,pokoju’’ stoi ogromny stół i mnóstwo jedzenia. W pierwszej chwili chcę podbiec, ale przypominam sobie o dobrych manierach i podchodzę powoli. Witam się ze wszystkimi, również z Treshem, z którym ostatnio nie zamieniłam ani słowa. Może to lepiej, nie chcę przywiązywać się do trybutów. Któreś z nas i tak zginie. Nakładam wszystko, co popadnie na talerz. Nie jestem przyzwyczajona do jedzenia takich ilości, ale nigdy nie miałam okazji się najeść. Skoro i tak mam umrzeć, po co przejmować się takimi błahostkami jak uczucie, że zaraz zwrócę wszystko co zjadłam? Powracam do konsumpcji kurczaka. W okól kręci się mnóstwo milczących ludzi. Muszą nam usługiwać. Nie jestem z tego zadowolona, to straszne, ale decyduję się spytać o napełnienie szklanki soku. Kobieta kiwa głową i nalewa mi soku pomarańczowego.
- Dziękuję, jak mam do ciebie mówić? – pytam, lecz w odpowiedzi dostaję nieprzyjemny śmiech Latashy.
- Ona Ci nie odpowie, kochana. To awoksa. Nie ma języka. – Znów powraca do śmiechu.
- Latasho, to nie jest śmieszne. Nie rozumiem, co zabawnego może być w tych biednych ludziach?! Muszą usługiwać każdemu, a w dodatku nie mogą się odezwać ! – trochę mnie ponosi i prawie krzyczę.
- Rue, uspokój się. Tak już jest, to nie nasza wina ani sprawa. Po prostu nie myśl o tym – mówi Crave.
Mam ochotę po prostu wstać i opuścić to pomieszczenie, żeby nie patrzeć na ten olewczy stosunek do okrutności. W odpowiedzi tylko patrzę na każdego z kolei i wbijam wzrok w talerz. Latasha widocznie czuje się urażona, więc tylko gniewnie gładzi swoje włosy.
- Musimy omówić pewną rzecz. Jak wiecie jutro rozpoczyna się sesja treningowa. Będziecie ćwiczyć razem, czy oddzielnie? – pyta mężczyzna.
- Razem. – mówimy równocześnie.
- A teraz możecie pójść spać. – mówi Crave i uśmiecha się.
- Zostańcie dzieciaczki. –Mówi Temenujka, która właśnie pojawia się w drzwiach. –Moglibyście chociaż wytłumaczyć im na czym polegają treningi, co mają robić, na co zwrócić uwagę !
Biegnę do niej i przytulam się. To najwspanialsza kobieta jaką poznałam.
- Jeśli tego sobie życzycie, to proszę bardzo. Jak już wiecie odbędzie się trzydniowy trening. Będą różne stanowiska. Nie pokazujcie tego, co umiecie najlepiej. Starajcie się wypróbować wszystko, doskonalić to, co dobrze wam idzie i nauczyć się w stopniu podstawowym to czego w ogóle nie umiecie. To tyle. – mówi trochę poirytowany Crave.
- Dziękuję. – odpowiadam również niezbyt przyjemnym tonem. – Chyba jednak udam się do pokoju. Pani Temenujko, idzie pani ze mną?- Nie wiem, czemu o to pytam. Chyba nie chcę być samotna.
- Oczywiście skarbeńku, jeśli masz na to ochotę. – Uśmiecha się szczerze i miło, a w jej fiołkowych oczach dostrzegam przyjazne płomyki.
Zmierzamy razem w stronę mojego ogromnego pokoju. Siadamy na łóżku i zaczynamy rozmawiać. Jest bardzo przyjemnie. Temenujka, tłumaczy mi, że jej imię pochodzi od nazwy fiołka. To cudowne, że ta starsza kobieta okazuje mi tyle serca. Robię się senna. Kładę się w ubraniu pod kołdrę i słucham opowieści. Nie wiem kiedy, zasypiam nie pamiętając o smutku, śmierci i okrutności.
~ Clove <3
- Rue, chciałam Ci powiedzieć, że niedługo kolacja. Umyj się, przebierz i zapraszamy. – mówi opiekunka
-Jasne. – odpowiadam, uśmiecham się i zamykam drzwi.
Nie wiem czemu ta kobieta tak bardzo mnie irytuje. Po prostu może fakt, że siedzi w tej branży od dawna i dalej patrzy na bratobójcze morderstwa na arenie. Potrząsam głową. Zmierzam w kierunku szafy. Pojawia się problem… Jak ją otworzyć?! Dostrzegam ekran. Dotykam go, a na nim pojawiają się ubrania. Wychodzi na to, że to panel sterowania. Nie mam wyboru, więc klikam na ekranie pierwszą lepszą sukienkę. W końcu to ma być kolacja. Szafa otwiera się, a z niej wysuwa się wybrana wcześniej część odzieży.
- Przydatne urządzenie – mówię sama do siebie.
Idę prosto do łazienki, gdzie znów muszę zmierzyć się z technologią. Ale nie stanowi to dla mnie już większego problemu. Zdejmuję strój z parady. Nastawiam program prysznica, wybieram zapach płynu do mycia, szampon, ciśnienie, temperaturę oraz ręcznik. Wszystko przebiega sprawnie i przyjemnie. Osuszona zakładam sukienkę, rozczesuję włosy i wychodzę z ogromnego pokoju. Wchodzę natomiast do obszernego holu, przy którym znajduje się winda. Jednak nie będzie mi potrzebna, bo kawałek dalej, w szerszej części ,,pokoju’’ stoi ogromny stół i mnóstwo jedzenia. W pierwszej chwili chcę podbiec, ale przypominam sobie o dobrych manierach i podchodzę powoli. Witam się ze wszystkimi, również z Treshem, z którym ostatnio nie zamieniłam ani słowa. Może to lepiej, nie chcę przywiązywać się do trybutów. Któreś z nas i tak zginie. Nakładam wszystko, co popadnie na talerz. Nie jestem przyzwyczajona do jedzenia takich ilości, ale nigdy nie miałam okazji się najeść. Skoro i tak mam umrzeć, po co przejmować się takimi błahostkami jak uczucie, że zaraz zwrócę wszystko co zjadłam? Powracam do konsumpcji kurczaka. W okól kręci się mnóstwo milczących ludzi. Muszą nam usługiwać. Nie jestem z tego zadowolona, to straszne, ale decyduję się spytać o napełnienie szklanki soku. Kobieta kiwa głową i nalewa mi soku pomarańczowego.
- Dziękuję, jak mam do ciebie mówić? – pytam, lecz w odpowiedzi dostaję nieprzyjemny śmiech Latashy.
- Ona Ci nie odpowie, kochana. To awoksa. Nie ma języka. – Znów powraca do śmiechu.
- Latasho, to nie jest śmieszne. Nie rozumiem, co zabawnego może być w tych biednych ludziach?! Muszą usługiwać każdemu, a w dodatku nie mogą się odezwać ! – trochę mnie ponosi i prawie krzyczę.
- Rue, uspokój się. Tak już jest, to nie nasza wina ani sprawa. Po prostu nie myśl o tym – mówi Crave.
Mam ochotę po prostu wstać i opuścić to pomieszczenie, żeby nie patrzeć na ten olewczy stosunek do okrutności. W odpowiedzi tylko patrzę na każdego z kolei i wbijam wzrok w talerz. Latasha widocznie czuje się urażona, więc tylko gniewnie gładzi swoje włosy.
- Musimy omówić pewną rzecz. Jak wiecie jutro rozpoczyna się sesja treningowa. Będziecie ćwiczyć razem, czy oddzielnie? – pyta mężczyzna.
- Razem. – mówimy równocześnie.
- A teraz możecie pójść spać. – mówi Crave i uśmiecha się.
- Zostańcie dzieciaczki. –Mówi Temenujka, która właśnie pojawia się w drzwiach. –Moglibyście chociaż wytłumaczyć im na czym polegają treningi, co mają robić, na co zwrócić uwagę !
Biegnę do niej i przytulam się. To najwspanialsza kobieta jaką poznałam.
- Jeśli tego sobie życzycie, to proszę bardzo. Jak już wiecie odbędzie się trzydniowy trening. Będą różne stanowiska. Nie pokazujcie tego, co umiecie najlepiej. Starajcie się wypróbować wszystko, doskonalić to, co dobrze wam idzie i nauczyć się w stopniu podstawowym to czego w ogóle nie umiecie. To tyle. – mówi trochę poirytowany Crave.
- Dziękuję. – odpowiadam również niezbyt przyjemnym tonem. – Chyba jednak udam się do pokoju. Pani Temenujko, idzie pani ze mną?- Nie wiem, czemu o to pytam. Chyba nie chcę być samotna.
- Oczywiście skarbeńku, jeśli masz na to ochotę. – Uśmiecha się szczerze i miło, a w jej fiołkowych oczach dostrzegam przyjazne płomyki.
Zmierzamy razem w stronę mojego ogromnego pokoju. Siadamy na łóżku i zaczynamy rozmawiać. Jest bardzo przyjemnie. Temenujka, tłumaczy mi, że jej imię pochodzi od nazwy fiołka. To cudowne, że ta starsza kobieta okazuje mi tyle serca. Robię się senna. Kładę się w ubraniu pod kołdrę i słucham opowieści. Nie wiem kiedy, zasypiam nie pamiętając o smutku, śmierci i okrutności.
~ Clove <3