Pociąg jest
duży, szary i smukły. Nidy nie widziałam go na żywo. Latasha mnie pośpiesza, a
ja stawiam niepewne kroki. Wchodzę do wagonu jako pierwsza. Za mną podąża Tresh
z dwójką naszych przyszłych opiekunów. To, co widzę jest zbyt piękne żebym
mogła w to uwierzyć. Wystrój wagonu jest bardzo nowoczesny. Naprzeciw mnie
znajduje się barek wypełniony po brzegi ciastami, napojami i przekąskami. Po
mojej prawej stronie widzę ogromny, nakryty stół, który jakby czekał aż przy
nim ktoś usiądzie. Widok jest niesamowity. Stoję po środku, obracam się i
rozglądam, zapamiętując każdy szczegół. Sprawia mi to przyjemność dopóki nie
przypominam sobie, po co tak naprawdę tu jestem. Uśmiech z mojej twarzy
natychmiast znika.
-Chodźcie zaprowadzę Was do pokoi. Wykąpcie się i przebierzcie a potem przyjdźcie na kolację. – Słyszę przyjemny kobiecy głos.
Ruszam wraz z Treshem za naszą opiekunką. Zatrzymujemy się przy hebanowych drzwiach.
- To twój pokój, młodzieńcze.
- Dziękuję proszę pani. O której mam być na obiedzie?
- Bądź za godzinę.
Następnie Latasha uśmiecha się, poprawia swoje długie, blond, sztuczne włosy sięgające prawie do ziemi, mruga długimi, również sztucznymi rzęsami okalającymi niebieskie oczy i macha ręką do zamykających się już drzwi. Odwraca się w bardzo specyficzny dla siebie sposób, który charakteryzuje się wprawieniem w ruch swojej sukienki, aby zaprezentować ją wszystkim innym i kieruje się przed siebie, aby wskazać mi moje drzwi znajdujące się parę metrów dalej po przeciwnej stronie. Krótko się żegna i zostawia mnie samą. Zamykam drzwi i czekam aż odgłos stukania obcasów o podłogę przestanie drażnić moje uszy. Siadam na ziemi i rozglądam się. Przede mną stoi ogromne łoże, nakryte aksamitną, beżową pościelą. Przynajmniej wydaje mi się, że jest to aksamit, bo nigdy nie widziałam takiego materiału. Podnoszę się i podchodzę. Dotykam najpierw ramy, potem nakrycia łózka. Nad nim dostrzegam piękny obraz. Po mojej lewej znajduje się komoda a po prawej drzwi. Zapewne do łazienki. Nagle przypominam sobie o obiedzie, czy raczej kolacji, bo zdaje mi się, że jest już późno. Ale nie przeszkadza mi to. U nas w jedenastce nie mamy ustalonych pór posiłku. Jemy, gdy zdarzy się okazja. Nagle znów czuję ukłucie w sercu. Zbiera mi się na płacz, ale powstrzymuję się. Obiecuję sobie w duchu, że będę pamiętać o tym, co powiedziała mi Dena. Biorę z komody ciemno-zielone luźne spodnie i czarny podkoszulek, po czym przypominam sobie, że muszę wybrać sobie coś odpowiedniego na kolację. Zastanawiam się chwilę i wybieram błękitną sukienkę. Jej kolor przypomina mi o mamie. Biorę ubrania i kieruję się w stronę drzwi do łazienki. Patrzę na prysznic i wannę. Zastanawiam się, co wybrać. W końcu decyduję się na prysznic, gdyż zostało mi trochę mało czasu. Zwłaszcza, że w ogóle nie wiem jak to obsłużyć ! W końcu, za czwartym podejściem udaje mi się ustawić dobrą temperaturę i strumień wody. Wycieram się mięciutkim ręcznikiem. Zakładam na siebie sukienkę po czym spoglądam w lustro. Moje ciemne loczki są bardzo roztrzepane. Szukam w szufladach czegoś czym można się uczesać. W końcu znajduję szczotkę do włosów i rozczesuje je. Nigdy nie przykładam większej uwagi do mojego wyglądu, dlatego po prostu wychodzę z łazienki i wychylam się zza moich drzwi. Widzę właśnie kierującego się w stronę głównego ,,pokoju’’ Tresha więc wymykam się z sypialni i idę w pewnej odległości za nim. Gdy jesteśmy blisko wejścia czuję zapachy potraw. Burczy mi w brzuchu. Podejrzewam, że Tresh jest również głodny, bo po otwarciu drzwi podbiegł od razu do stołu. Wchodzę chwilkę za nim i prawie rzucam się na jedzenie. Powstrzymują mnie tylko spojrzenia moich towarzyszy podróży. Kulturalnie siadam do stołu i uśmiecham się do bardzo wystrojonej Latashy i Crave’a. Przyglądam mu się dłuższą chwilę. Wygląda na miłego. Jest wysokim ciemnowłosym mężczyzną około trzydziestki. Ma czekoladowe oczy i wystające kości policzkowe. Odwzajemnia uśmiech i nakazuje mi usiąść. Siadamy wraz z Treshem naprzeciw opiekunów. Teraz już nie mogę oderwać wzroku od ogromnej pieczeni ze śliwkami stojącej po środku stołu, ziemniaków, paru rodzajów sałatek i świeżego chleba.
-Widzę, że jesteście głodni. Porozmawiamy przed deserem. A teraz smacznego ! – mówi kobieta i nabiera na talerz sałatkę.
Patrzymy z Treshem porozumiewawczo na pieczeń. Chłopak kroi duży kawałek i nakłada mi na talerz. Nabieram sobie dużo ziemniaków i sałatki. Do picia wybieram sok z pomarańczy. Delektuję się posiłkiem, lecz zjadam go bardzo szybko. Niespodziewanie do Sali wchodzą kelnerzy z innymi daniami, których nigdy w życiu nie widziałam. Tak strasznie się objadam, że robi mi się niedobrze, ale chcę wszystkiego spróbować. Latasha jest trochę zniesmaczona ilością jedzenia zmieszczoną u mnie w brzuchu i na talerzu, lecz nie zwracam na to większej uwagi. Ja mogłabym być i jestem zniesmaczona ilością makijażu jaki ma na swojej twarzy, ale nic nie mówię. W sumie jest miłą kobietą, ale nie powinna tak wyglądać. Jest strasznie sztuczna. Choć nie wyobrażam sobie jej bez tego wszystkiego. Po zjedzeniu ogromnej ilości jedzenia, na stole zaczynają pojawiać się desery: naleśniki, lody, ciasta. Nakładam trochę lodów czekoladowych i truskawkowych, po czym głos zabiera Crave
- Moi mili widzę, że wszystko Wam smakuje i w ogóle, ale przejdźmy do rzeczy. Co chcecie wiedzieć?
Nastaje cisza. Sama też nie wiem o co spytać. Chyba jeszcze nie pojęłam, że będę walczyła na arenie na śmierć i życie.
- No dobrze… Sam też kiedyś nie wiedziałem. Więc ułatwię wam zadanie. Powiedzcie mi w czym jesteście dobrzy. Rue? Ty pierwsza.
-Ja… Chyba w niczym. Umiem się ukryć i chodzić po drzewach. Rozpoznaję rośliny. I to wszystko.
- Widzę, że masz spore umiejętności. Coś nam się uda z tobą zrobić. A ty Tresh?
- No cóż, ja nie wyróżniam się niczym specjalnym. Jestem tylko silny, od pracy na polu. I wyglądam groźnie. – Śmieje się chłopak i patrzy prosto na mnie.
- Będą z Was ludzie ! A teraz możecie iść spać, bo przed Wami wielki dzień. Pomyślcie jeszcze nad swoją strategią. Jutro porozmawiamy.
Dziękuję i wstaję od stołu. Za mną idzie Tresh. Przed wejściem zamieniamy ze sobą kilka zdań i rozchodzimy się w swoje strony. Wchodzę do pokoju. Biorę koszulę nocną. Korzystam z toalety i cudownego prysznica. Przebieram się i idę prosto pod pierzynę. Łóżko jest bardzo wygodne, ale nie zastąpi mojego dawnego. Dużo rozmyślam. Próbuję zaplanować strategię, czy coś takiego o czym wcześniej wspominał Crave, ale moje myśli krążą ciągle wokół mojej rodziny. Chciałabym, żeby to wszystko okazało się złym snem. Zaczynam płakać. Łzy spływają na poduszkę. Nie wiem kiedy po długich męczarniach wreszcie odpływam w krainę snu.
~ Ten rozdział chyba się nie udał xd Ale co tam :D WASZA CLOVE :)
-Chodźcie zaprowadzę Was do pokoi. Wykąpcie się i przebierzcie a potem przyjdźcie na kolację. – Słyszę przyjemny kobiecy głos.
Ruszam wraz z Treshem za naszą opiekunką. Zatrzymujemy się przy hebanowych drzwiach.
- To twój pokój, młodzieńcze.
- Dziękuję proszę pani. O której mam być na obiedzie?
- Bądź za godzinę.
Następnie Latasha uśmiecha się, poprawia swoje długie, blond, sztuczne włosy sięgające prawie do ziemi, mruga długimi, również sztucznymi rzęsami okalającymi niebieskie oczy i macha ręką do zamykających się już drzwi. Odwraca się w bardzo specyficzny dla siebie sposób, który charakteryzuje się wprawieniem w ruch swojej sukienki, aby zaprezentować ją wszystkim innym i kieruje się przed siebie, aby wskazać mi moje drzwi znajdujące się parę metrów dalej po przeciwnej stronie. Krótko się żegna i zostawia mnie samą. Zamykam drzwi i czekam aż odgłos stukania obcasów o podłogę przestanie drażnić moje uszy. Siadam na ziemi i rozglądam się. Przede mną stoi ogromne łoże, nakryte aksamitną, beżową pościelą. Przynajmniej wydaje mi się, że jest to aksamit, bo nigdy nie widziałam takiego materiału. Podnoszę się i podchodzę. Dotykam najpierw ramy, potem nakrycia łózka. Nad nim dostrzegam piękny obraz. Po mojej lewej znajduje się komoda a po prawej drzwi. Zapewne do łazienki. Nagle przypominam sobie o obiedzie, czy raczej kolacji, bo zdaje mi się, że jest już późno. Ale nie przeszkadza mi to. U nas w jedenastce nie mamy ustalonych pór posiłku. Jemy, gdy zdarzy się okazja. Nagle znów czuję ukłucie w sercu. Zbiera mi się na płacz, ale powstrzymuję się. Obiecuję sobie w duchu, że będę pamiętać o tym, co powiedziała mi Dena. Biorę z komody ciemno-zielone luźne spodnie i czarny podkoszulek, po czym przypominam sobie, że muszę wybrać sobie coś odpowiedniego na kolację. Zastanawiam się chwilę i wybieram błękitną sukienkę. Jej kolor przypomina mi o mamie. Biorę ubrania i kieruję się w stronę drzwi do łazienki. Patrzę na prysznic i wannę. Zastanawiam się, co wybrać. W końcu decyduję się na prysznic, gdyż zostało mi trochę mało czasu. Zwłaszcza, że w ogóle nie wiem jak to obsłużyć ! W końcu, za czwartym podejściem udaje mi się ustawić dobrą temperaturę i strumień wody. Wycieram się mięciutkim ręcznikiem. Zakładam na siebie sukienkę po czym spoglądam w lustro. Moje ciemne loczki są bardzo roztrzepane. Szukam w szufladach czegoś czym można się uczesać. W końcu znajduję szczotkę do włosów i rozczesuje je. Nigdy nie przykładam większej uwagi do mojego wyglądu, dlatego po prostu wychodzę z łazienki i wychylam się zza moich drzwi. Widzę właśnie kierującego się w stronę głównego ,,pokoju’’ Tresha więc wymykam się z sypialni i idę w pewnej odległości za nim. Gdy jesteśmy blisko wejścia czuję zapachy potraw. Burczy mi w brzuchu. Podejrzewam, że Tresh jest również głodny, bo po otwarciu drzwi podbiegł od razu do stołu. Wchodzę chwilkę za nim i prawie rzucam się na jedzenie. Powstrzymują mnie tylko spojrzenia moich towarzyszy podróży. Kulturalnie siadam do stołu i uśmiecham się do bardzo wystrojonej Latashy i Crave’a. Przyglądam mu się dłuższą chwilę. Wygląda na miłego. Jest wysokim ciemnowłosym mężczyzną około trzydziestki. Ma czekoladowe oczy i wystające kości policzkowe. Odwzajemnia uśmiech i nakazuje mi usiąść. Siadamy wraz z Treshem naprzeciw opiekunów. Teraz już nie mogę oderwać wzroku od ogromnej pieczeni ze śliwkami stojącej po środku stołu, ziemniaków, paru rodzajów sałatek i świeżego chleba.
-Widzę, że jesteście głodni. Porozmawiamy przed deserem. A teraz smacznego ! – mówi kobieta i nabiera na talerz sałatkę.
Patrzymy z Treshem porozumiewawczo na pieczeń. Chłopak kroi duży kawałek i nakłada mi na talerz. Nabieram sobie dużo ziemniaków i sałatki. Do picia wybieram sok z pomarańczy. Delektuję się posiłkiem, lecz zjadam go bardzo szybko. Niespodziewanie do Sali wchodzą kelnerzy z innymi daniami, których nigdy w życiu nie widziałam. Tak strasznie się objadam, że robi mi się niedobrze, ale chcę wszystkiego spróbować. Latasha jest trochę zniesmaczona ilością jedzenia zmieszczoną u mnie w brzuchu i na talerzu, lecz nie zwracam na to większej uwagi. Ja mogłabym być i jestem zniesmaczona ilością makijażu jaki ma na swojej twarzy, ale nic nie mówię. W sumie jest miłą kobietą, ale nie powinna tak wyglądać. Jest strasznie sztuczna. Choć nie wyobrażam sobie jej bez tego wszystkiego. Po zjedzeniu ogromnej ilości jedzenia, na stole zaczynają pojawiać się desery: naleśniki, lody, ciasta. Nakładam trochę lodów czekoladowych i truskawkowych, po czym głos zabiera Crave
- Moi mili widzę, że wszystko Wam smakuje i w ogóle, ale przejdźmy do rzeczy. Co chcecie wiedzieć?
Nastaje cisza. Sama też nie wiem o co spytać. Chyba jeszcze nie pojęłam, że będę walczyła na arenie na śmierć i życie.
- No dobrze… Sam też kiedyś nie wiedziałem. Więc ułatwię wam zadanie. Powiedzcie mi w czym jesteście dobrzy. Rue? Ty pierwsza.
-Ja… Chyba w niczym. Umiem się ukryć i chodzić po drzewach. Rozpoznaję rośliny. I to wszystko.
- Widzę, że masz spore umiejętności. Coś nam się uda z tobą zrobić. A ty Tresh?
- No cóż, ja nie wyróżniam się niczym specjalnym. Jestem tylko silny, od pracy na polu. I wyglądam groźnie. – Śmieje się chłopak i patrzy prosto na mnie.
- Będą z Was ludzie ! A teraz możecie iść spać, bo przed Wami wielki dzień. Pomyślcie jeszcze nad swoją strategią. Jutro porozmawiamy.
Dziękuję i wstaję od stołu. Za mną idzie Tresh. Przed wejściem zamieniamy ze sobą kilka zdań i rozchodzimy się w swoje strony. Wchodzę do pokoju. Biorę koszulę nocną. Korzystam z toalety i cudownego prysznica. Przebieram się i idę prosto pod pierzynę. Łóżko jest bardzo wygodne, ale nie zastąpi mojego dawnego. Dużo rozmyślam. Próbuję zaplanować strategię, czy coś takiego o czym wcześniej wspominał Crave, ale moje myśli krążą ciągle wokół mojej rodziny. Chciałabym, żeby to wszystko okazało się złym snem. Zaczynam płakać. Łzy spływają na poduszkę. Nie wiem kiedy po długich męczarniach wreszcie odpływam w krainę snu.
~ Ten rozdział chyba się nie udał xd Ale co tam :D WASZA CLOVE :)
Haha, nie udał się - zabawne. Moim zdaniem to jak na razie najlepszy rozdział, jaki napisałaś, a musisz wiedzieć, że trudno trafić w mój gust ;)
OdpowiedzUsuńco ty gadasz, bardzo dobry, chyba najlepszy, wspaniale opisy miejsca i postaci, świetnie wychodzi Ci pisanie w narracji pierwszoosobowej co nie jest takie łatwe. naprawdę dobry i wciągający. idę dalej. ♥
OdpowiedzUsuń