środa, 11 lipca 2012

ROZDZIAŁ 5


                                                                         
Siedzę w szlafroku w towarzystwie Temenujki pijąc herbatę i śmiejąc się. Po wszystkich zabiegach trochę piecze mnie skóra, ale towarzystwo tej niesamowitej kobiety działa na mnie kojąco. Przy niej przez chwilę chociaż nie myślę o utracie życia i rodziny. Śmieszy mnie również fakt, że do upiększania Tresha są potrzebne aż trzy osoby. Do pokoju wchodzi Clark. Uśmiecha się i mówi :
- Widzę, że zdążyłyście się już zaprzyjaźnić.
Ogląda mnie ze wszystkich stron. Zauważa chyba wszystko czym zostałam poddana. Jedyną nie ruszoną rzeczą są moje niesforne loki.
- Wszystko jest tak jak powinno być. No dobrze zaraz przyniosę Ci twój strój.
Na mojej twarzy pojawia się pewien niepokój. Clark dostrzega go i wyjaśnia. :
-Spokojnie nie wystąpicie w negliżu.
Uśmiecham się i ponownie i siadam na kozetce. Przeprowadzam znów miłą rozmowę ze staruszką w oczekiwaniu na roztargnionego stylistę. Drzwi otwierają się i do środka wchodzi Crave ze strojem w ręku.
- Ostrzegam, że to nic wyjątkowego. Chciałem, aby kreacja była odzwierciedleniem waszego dystryktu.
,,O nie, gorzej być nie mogło. ” –Myślę, choć uśmiecham się i biorę do ręki niebieską, (o ironio ) bluzkę i szelki. Zakładam je na siebie.
-No dobrze, teraz nałożymy Ci na głowę srebrne ‘ciernie’ . Pasują do klimatu jedenastki prawda?
Niechętnie przytakuję. Nie chcę sprawić mu przykrości. Nagle odzywa się Temenujka:
-Clark, chyba widzisz wyraz jej twarzy. Mógłbyś zdjąć z niej te cholerstwo !
-Nie trzeba. Wszystko jest w porządku. – Odpowiadam.
- No dobrze…Moim zdaniem to wszystko do siebie nie pasuje. –mówi staruszka, bierze mnie za rękę i ciągnie zapewne w kierunku rydwanów. Stajemy przy szeregu dwudziestu czterech  zaprzężonych koni. Tresh stoi już przy naszych ubrany podobnie do mnie. Ma na sobie niebieską koszulę w kratę, szelki i nieszczęsny wieniec. Witam się z nim i obydwoje wsiadamy do rydwanu. Clark podchodzi do nas i robi ostatnie poprawki. Rydwan pierwszego Dystryktu wjeżdża na plac ku uciesze rozentuzjazmowanej widowni. Kolejno znikają mi z przed oczu następni trybuci. Stoją wyprostowani i spięci. Nadchodzi nasza kolej. To, co widzę zapiera dech w piersiach. Na około wszędzie pełno ludzi i kamer. Uśmiecham się miło według rady Temenujki. Macham nawet ręką, co jest zupełnie wymuszonym gestem. Przed nami jedzie dziesięć rydwanów. Za nami zaraz powinien pojawić się dwunasty. Wiem, że nie mogę spojrzeć do tyłu dlatego patrzę w telebim i dostrzegam ich. Dziewczyna o imieniu Katniss trzyma chłopaka z jej dystryktu za rękę i oboje płoną. Wyglądają zniewalająco. Tłum wiwatuje i zaczyna wykrzykiwać ich imiona. Z całego serca życzę jej, aby wygrała Igrzyska i wróciła do domu.  Wiem, że i tak zginę jako jedna z pierwszych. Nie mogę o tym teraz myśleć. Będę się zastanawiać na arenie. Nie czas na takie przemyślenia. Podjeżdżamy rydwanami pod samą rezydencję okrutnego prezydenta Snowa. Słuchamy jego przemowy. Następnie rozbrzmiewa hymn państwowy. Rydwany zawracają i wjeżdżamy do budynku. Od razu do każdego podbiega ekipa przygotowawcza. Temenujka uśmiecha się do mnie i pomaga mi zejść.
- Wypadłaś świetnie skarbeńku. A teraz chodźcie wszyscy, zabieramy was do ośrodka szkoleniowego.

1 komentarz:

  1. We wszystkich FF o 74. Igrzyskach Śmierci najbardziej lubię ten moment - paradę na rydwanach. Bardzo fajnie to przedstawiłaś, mogę pogratulować ;) Pisz dalej, bo nie mogę się doczekać ;)

    OdpowiedzUsuń